Strona główna » AKTUALNOŚCI » WYBRZEŻE – ROWEREM

WYBRZEŻE – ROWEREM

Rok 2020 jest to okres, który jest inny niż wszystkie poprzednie, ten wyjątkowy czas musiał także wpłynąć na plany rowerowe.

Co roku planuję jedną, dłuższą wyprawę rowerową – niestety na tyle starcza czasu. Jeszcze w styczniu miała być to wyprawa w bardzo odległe tereny naszego kontynentu, ale zamknięte granice musiały zweryfikować plany. Postanowiłem skorzystać już z dawno odkładanego planu, czyli przejechania całego polskiego wybrzeża.

Początkowo miał to być wyjazd jednoosobowy, później dołączyły do planu jeszcze dwie osoby, więc już zrobiła się mała grupka.

Postanowiłem opisać nasz wyjazd, jak każdy dotychczasowy, może komuś nasze doświadczenia pomogą w planowaniu własnego wyjazdu tą trasą.

Do tego tematu można podejść na kilka sposobów:

  1. Przejechać trasę po wyznaczonym szlaku R10 – szlak jest wyznaczony już od dawna, ma jedną wadę często odbiega od linii brzegowej. Zaletą jest, ze poprowadzony jest w większości drogami, ścieżkami i duktami o dobrej nawierzchni.
  2. Przejechać jak najbliżej linii brzegowej, oczywiście jeżeli się da. Niestety ta wersja wiąże się z tym, że niejednokrotnie szlak rowerowy przeistoczy się w szlak pieszy.
  3. Przejechać z zachodu na wschód
  4. Przejechać ze wschodu na zachód

My wybraliśmy opcje 2 i 3.

Decyzja zapadała, przejeżdzamy całą linię brzegową od słupka granicznego z Niemcami, do słupka granicznego z Rosją. Czyli Świnoujście – Piaski. Przy okazji postanowiliśmy jeszcze odwiedzić każdą latarnię morska znajdującą się w Polsce i zdobyć odznakę BLIZA.

Czas jaki mieliśmy był ograniczony do 7 dni.

Wybraliśmy dojazd do Świnoujścia przy wykorzystaniu PKP. Podróż nocą z dwoma przesiadkami, i po 12 godzinach jazdy byliśmy w Świnoujściu, gdzie oczywiście zaczęła się przygoda z rowerem.

Etap 1 to trasa Świnoujscie – Kołobrzeg. Od słupka granicznego ruszyliśmy do promu, który przeprawił nas na drugi brzeg rzeki Świny. Dalej szlakiem do latarni morskiej i Fortu Gerharda, bardzo dobrą drogą asfaltową. Następnie do „Podziemnego Miasta” i dalej do Międzyzdrojów drogami leśnymi o dobrej, szutrowej nawierzchni. Międzyzdroje, to przejazd promenadą, a dalej drogami asfaltowymi. Za terenem miasta musieliśmy wyjechać na jakiś czas na drogę krajową. Niestety w tym miejscu znajduje się bardzo wysoki klif, po którym nie da się jechać rowerem. Trzeba podkreślić, że ten teren to obszar Wolińskiego Parku Narodowego, i nie wolno się po nim poruszać po za wyznaczonymi szlakami. Drogą krajową musieliśmy jechać praktycznie do miejscowości Wisełka, gdzie skręciliśmy do latarni Kikut. Nasza nawigacja proponowała wybranie drogi pożarowej po terenie Wolińskiego Parku Narodowego, ale informacja jaką uzyskaliśmy od mieszkańca tej okolicy o nakładaniu mandatów przez policję, za nieporuszanie się po wyznaczonych szlakach, zniechęciła nas do jechania po wyznaczonej trasie. Zdecydowaliśmy się wybrać oficjalny szlak pieszy. Podeszliśmy do tego, że jeżeli się przejdzie, to się też przejedzie rowerem. Założenie, „legło w gruzach” po przejechaniu około 1,5 km. Niestety zaczął się podjazd – piach, korzenie – co nie pozwoliło na kontynuowanie jazdy z sakwami. Do latarni dotarliśmy dosłownie wciągając rower po górę

Zjazd z latarni przyniósł nam nieprzewidzianą sytuację, mianowicie w jednym z rowerów na skutek przeciążenia, uległa uszkodzeniu, pęknięciu, obręcz tylnego koła. Najgorsze było to ze stało się to w środku lasu daleko od jakiegokolwiek serwisu, a jak wiadomo bez koła się nie pojedzie. Zresztą najlepszy serwis, to własny serwis. W tym miejscu trzeba podkreślić, że na takie wyprawy trzeba zabierać wszelkie narzędzia, aby móc sobie poradzić w takich sytuacjach. Tym razem pomogły szczypce, łyżki do opon i taśma izolacyjna. Naprawa została dokonana, i naprawione koło przejechało ponad 80 km. Myślę że dało jeszcze radę przejechać więcej, ale nie było sensu próbowć. Niestety,  hamulce zastosowane w tym rowerze, to V-BRAKE, więc jazda była kontynuowana tylko z hamulcem przednim, co na pewno obnizyło komfort jak i bezpieczeństwo, ale nie było wyjścia.

Dalsza trasa na tym etapie to przeważnie drogi o dobrej nawierzchni, przebiegające przez wszystkie miejscowości nadmorskie, takie jak: Pobierowo, Trzęsacz, Rewal, Niechorze (latarnia), Pogorzelica.

Odcinek Pogorzelica – Mrzeżyno to bardzo fajny przejazd przez tereny nadmorskich lasów. Za Mrzeżynem to już asfalt do samego Kołobrzegu.

Odcinek ten to około 120 km.

Etap 2 to trasa Kołobrzeg –  Jarosławiec. Po zakupie i wymianie koła ruszyliśmy dalej. Samego Kołobrzegu nie trzeba chyba nikomu opisywać, typowe miasto nadmorskie z portem, latarnią i ścieżkami rowerowymi. Przez Kołobrzeg ścieżka rowerowa w parku nadmorskim. Trasa Kołobrzeg – Ustronie Morskie to ekstra ścieżka rowerowa obfitująca w super widoki, biegnie praktycznie przy samej plaży, gdzie można zjechać na kilka tarasów widokowych. Ustronie Morskie – Gąski (latarnia) – Sarbinowo – Mielno – Łazy, to mieszanka płyt, asfaltu, i szutru, bardzo przyjemna jazda praktycznie bez większego wysiłku.

W Łazach stanęliśmy przed wyborem, czy poruszamy się dalej po szlaku R10, czy wybieramy szlak pieszy przez mierzeję między Bałtykiem, a Jeziorem Bukowo. R10 to łagodny przejazd ścieżką okrążającą jezioro. Szlak pieszy mierzeją, to pogodzenie się z pchaniem roweru po piachach. Wybraliśmy oczywiście szlak pieszy, i po około 2 km niestety skończyła nam się możliwość jazdy. Dalej pozostało już tylko pchanie roweru po mierzei. Nasza nawigacja po około 3 km pchania roweru po plaży, pokazała nam możliwość odbicia do równoległego duktu, który niestety okazał się duktem całym w piachu, nie nadającym się do jazdy rowerem, który jest obciążony sakwami. Czyli następne 2 km pchania roweru.  Nagle jakaś cywilizacja. Okazało się, że dukt doprowadził nas na teren Urzędu Morskiego mieszczącego się w miejscowości Dąbkowice. I tu niestety niemiła niespodzianka. Pracownik Urzędu poinformował nas, że zeszliśmy ze szlaku i należy nam się mandat za wchodzenie na wydmy. Fakt, przeszliśmy przez wydmy, należy się jak nic. Skończyło się na upomnieniu. Dalej to już fajna jazda do samego Darłowa, a później brzegiem kanału portowego do Darłówka. Oczywiście w Darłówku obowiązkowo latarnia.

Z Darłówka do Jarosławca, to bardzo dobra ścieżka (płyty, asfalt), piękne widoki aż do samego Jarosławca. No i w Jarosławcu obowiązkowo, latarnia.

Odcinek ten to około 100 km.

Etap 3 to trasa Jarosławiec – Łeba. Za Jarosławcem, niestety znajduje się teren poligonu wojskowego. Nie da się przejechać nad samym morzem. Trzeba objechać. Objazd prowadzi po szlaku R10 wokół Jeziora Wicko i dalej do Ustki. Ten odcinek, to drogi bardzo dobrej, przeważnie asfaltowej nawierzchni.

Ustki, także jak Kołobrzegu, nie trzeba nikomu opisywać, port, latarnia, dobre ścieżki rowerowe.

Z Ustki wjeżdżamy na drogę leśną przez Zapadłe, Wytowno, kierując się do miejscowości Rowy. Na tym odcinku znajduje się fajny przystanek dla rowerzystów (Wytowno), którego wystrój złożony jest prawie wyłącznie ze starych rowerów. Odcinek Ustka – Rowy to typowe dukty, łagodne piaski i trochę kamieni, część poprowadzona jest po starej linii klejowej.

Za Rowami obieramy kierunek na Latarnie Czołpino. Fajne leśne ścieżki bardzo malowniczo położone, i kilka bardzo malowniczo położonych jeziorek. Trochę drogi przebiega przez płyty betonowe.

Z Latarni Czołpino kierujemy się do Kluk, gdzie znajduje się Skansen – Muzeum Wsi Słowińskiej. Niestety z powodu epidemii zamknięte. No cóż innym razem.

Za Klukami zaczyna się zabawa. Jest to teren Słowińskiego Parku Narodowego. Przejazd rowerem nad samym morzem niestety niemożliwy. Kierujemy się więc na bagna. Trasa przez bagna przebiega przez drewniane kładki, które nie nadają się do ciągłej jazdy. Przed każdą kładką trzeba niestety siadać i przeprowadzać rower. Niestety jak bagna to musi być mokro, bardzo duża część tego odcinka jest niestety zamknięta dla turystyki. Nie ma możliwości przejechania, a nawet przejścia. Dzięki wskazówkom miejscowego rowerzysty, udaje nam się przejechać w miarę sprawnie przez ten teren do Izbicy.

Dalej to już jazda przez las, niestety około 12 km drogi piaskowej i wiele komarów, które jak stanęliśmy, gryzły strasznie, więc nie można było się ociągać tylko jechać mimo piachu do przodu.

Po wyjechaniu z lasu, to już jazda nad brzegiem Jeziora Łebsko do Łeby, mety tego odcinka.

Ten odcinek przejechaliśmy w zwiększonym składzie, dołączyła do nas jedna rowerzystka z Łodzi, która samotnie podróżowała po wybrzeżu.

Odcinek ten to około 100 km.

Etap 4 to trasa Łeba – Hel. Za Łebą wybraliśmy oczywiście jazdę miedzy Bałtykiem, a Jeziorem Sarbsko. Trasa przebiega w lesie przez piaski, i obfitujące w korzenie ścieżki praktycznie, aż do Osetnika, gdzie oczywiście odwiedziliśmy Latarnię Stilo. Jezioro Sarbsko można oczywiście objechać drogami o lepszej nawierzchni przez Nowęcin, ale staraliśmy się jechać jak najbliżej linii brzegowej Bałtyku.

Z Osetnika to już praktycznie lajtowa jazda drogami leśnymi do Lubiatowa, i dalej do Białogóry.

W tym miejscu trzeba zwrócić szczególnie uwagę na tereny wokół Lubiatowa i Białogóry. Są to rewelacyjnie tereny nadające się do wypoczynku i jazdy na rowerze. Bardzo dużo dróg w lesie nad samym morzem. Można tam się powłóczyć po ścieżkach przez kilka dni. wiem cos o tym, bo wcześniej już objezdziłem te okolice bardzo dokładnie. Naprawdę polecam na rower.

Odcinek Białogóra, Dąbki, Karwia, Jastrzębia Góra to mieszanka duktu, płyt, asfaltu, czyli spokojna jazda bez większego wysiłku.

Jastrzębia Góra – Hel to jazda ścieżką rowerową, taką na wyluzowanie i spokojny dojazd do celu. Po drodze oczywiście odwiedzenie dwóch latarni znajdujących się na Rozewiu.

Po dojechaniu na Hel, oczywiście obowiązkowa wizyta w latarni, dojazd do pomnika początku Polski i port. Ten odcinek zakończyliśmy powrotem do Jastarni, gdzie mieliśmy nocleg. Będąc wcześniej na Półwyspie Helskim ścieżka Jurata – Hel, niezbyt dobrej jakosci, w tym roku jej nawiezchnia była pościutka, gładziutka, naprawde koś o nią bardzo dobrze zadbał – brawo.

Odcinek ten to około 120 km.

Etap 5 to trasa Hel – Gdańsk. Powrót Półwyspem Helskim do Władysławowa i dalej brzegiem Zatoki Puckiej do Pucka to dobrej jakości ścieżka rowerowa. Oczywiście, trzeba po drodze zobaczyć liczne fortyfikacje półwyspu, port we Władysławowie, Pucku i stare miasto w Pucku. Za Puckiem warto podjechać do Zamku Jana III Sobieskiego w Rzucewie. Niestety nie jest udostępniony do zwiedzania bo znajduje się w nim restauracja oraz hotel, ale bardzo miła recepcjonistka pozwoliła nam trochę pozwiedzać wnętrza tego obiektu.

Odcinek Puck, Rewa, Miechelniki, Gdynia to dobra nawierzchnia ścieżką i drogą asfaltową. Niedaleko Rewy płyty betonowe.

Dojazd do Gdyni od strony Miechielnik początkowo ścieżka przez las pod stromą skarpę, i dalej okrążając Lotnisko Kosakowo ścieżkami rowerowymi spokojny dojazd do miasta po asfaltowej ścieżce rowerowej.

Jazda po Gdyni do Skweru Kościuszki to kombinacja ścieżek rowerowych, chodników i ulic.

Na Skwerze Kościuszki obowiązkowy przejazd obok „Błyskawicy”, „Daru Pomorza” i innych zakotwiczonych tam jednostek pływających.

Przejazd do Sopotu to jazda ścieżką przy samej plaży z lekkim odjazdem aby ominąć klif w Redłowie. Następnie to już tylko przejazd, zatłoczoną ścieżka rowerową przez Sopot aż do Gdańska. Niestety ścieżka była tak zatłoczona, że przejazd rowerem z sakwami to był nie lada wyczyn.

W Gdańsku dojazd oczywiście do latarni w Nowym Porcie. Tutaj przywitał nas rowerzysta z Koluszek, który akurat śmigał sobie po Trójmieście. Później przejazd obok budynku Poczty Polskiej i pomnika jej obrońców. Dalej to już starówka i zjazd na nocleg.

Odcinek ten to około 100 km.

Etap 6 to trasa Gdańsk – Sztutowo. Pierwotnie miał to być odcinek Gdańsk – Piaski. Niestety pogoda pokrzyżowała plany. Rano wyruszyliśmy w kierunku Westerplatte. Przejazd przez miasto przeważnie po ścieżkach rowerowych, aż do samego Westerplatte. Po kilku chwilach spędzonych w tym miejscu ruszyliśmy dalej. Niestety, pogoda w tym dniu postanowiła spłatać nam figla. Zaczęło padać. Tak naprawdę słowo „padać” jest nie na miejscu, zaczęło lać, praktycznie oberwanie chmury. Myśleliśmy, że tak będzie przez godzinkę i może przestanie. Niestety nie. Po przejechaniu około 60 km w ulewnym deszczu, po drodze przeprawieniu się przez Wisłę w Mikoszewie, dojechaliśmy do Sztutowa, gdzie postanowiliśmy o przerwaniu jazdy tego dnia. Nie było sensu jechania w ulewnym deszczu, po prostu nie było frajdy, i też stawało się to niebezpieczne, bo do ulewnego deszczu doszedł bardzo duży wiatr. Rozpoczęliśmy etap suszenia. Mimo, że mieliśmy naprawdę dobre kurtki i specjalne rowerowe przeciwdeszczowe spodnie, ale nawet najlepsze nie wytrzymają kilku godzin jazdy w ulewnym deszczu.

Cały ten odcinek to około 70 km.

Etap 7 to trasa Sztutowo – Piaski – Sztutowo – Malbork. Przerwany poprzedni etap musiał być teraz nadrobiony, ponieważ po południu musieliśmy być już w Malborku. Ruszyliśmy w kierunku miejscowości Piaski, czyli ostatniej miejscowości na Mierzei Wiślanej przy granicy rosyjskiej. Był to cel naszej wyprawy.

Trasa do Krynicy Morskiej to bardzo fajna ścieżka, więc jazda miła i przyjemna z ładnymi widokami. W Krynicy Morskiej podjechaliśmy do ostatniej na naszej liście latarni, dalej ruszylismy do miejscowosci Piaski.

Za miastem do samych Piasek jazda drogą asfaltową z licznymi niezbyt wysokimi podjazdami i jeszcze przyjemniejszymi zjazdami. Ostatnie 3 km do samej granicy to dobrej jakości ścieżka szutrowa.

Po osiągnięciu celu trzeba było ruszyc w drogę powrotną i kierować się do Malborka, gdzie wśiedliśmy w pociąg i wróciliśmy do domu.

Cały ten odcinek to około 120 km.

Od dawna odkładany przejazd polskim wybrzeżem wreszcie został zrealizowany. Polecam wszystkim przejechanie tej trasy, jest bogata w piękne widoki. Obojętnie jaką trasę wybierzemy, czy to będzie trasa typowo linią brzegową – trochę bardziej wymagająca, lub po szlaku R10 – lżejszy przejazd, to będzie naprawdę świetna przygoda rowerowa.

No to na rower i w drogę