Rowerem po Rosji – Obwód Kaliningradzki, czyli enklawa Rosji
Czasami warto poczytać opisy wyjazdów rowerowych, nauczyć się czegoś nowego i skorzystać z doświadczeń innych. Sam tak często robię i wychodząc z tego założenia postanowiłem opisać nasz wyjazd do enklawy Rosji jaką jest Obwód Kaliningradzki. Może ta lektura komuś się przyda, i niektóre sprawy ułatwi planując wyjazd w tamte strony.
Pierwsze podejście do tematu wjechania do Rosji pojawiło się podczas mojego czerwcowego wyjazdu na północ Polski i Litwę. Postanowiłem zbadać jak ten temat można zrealizować. Niestety w tamtym okresie było to finansowo nieopłacalne ponieważ wyrobienie wizy to koszt około 500 zł, a do tego jeżeli chciało by się wjechać na tereny zastrzeżone dla cudzoziemców, to dochodziły koszty przepustek (podobno około 150 zł za każdy rejon – są trzy takie rejony w Obwodzie Kaliningradzkim) i masa formalności do załatwienia w FSB (Federalna Służba Bezpieczeństwa). Więc ze względów finansowych temat po prostu został odłożony w czasie. Jednak nie na długo, bo z pomocą przyszło postanowienie Rządu Federacji Rosyjskiej z 15 maja 2019 r. nr 595 w sprawie możliwości wjazdu obywateli niektórych krajów do Obwodu Kalingradzkiego, a obywatele Polski znajdują się na tym wykazie. Postanowienie obowiązuje od 1.07.2019 r., i co ważniejsze formalności ograniczone są do minimum, nawet nie trzeba jechać do konsulatu. Wszystko można załatwić za pomocą strony internetowej МИНИСТЕРСТВA ИНОСТРАННЫХ ДЕЛ РОССИЙСКОЙ ФЕДЕРАЦИИ czyli po naszemu Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rosji. Wniosek można wypełnić w języku angielskim lub rosyjskim, zresztą bardzo łatwy do wypełnienia, choć niektóre pytania mogą zaskakiwać.
Wiza załatwiana jest bardzo szybko bo odpowiedź udzielana jest maksymalnie w ciągu 4 dni kalendarzowych. My po dwóch dniach mieliśmy już wizę w formie elektronicznej na email-u. Trzeba tylko wydrukować, dokupić obowiązkowe ubezpieczenie i w drogę. Jeżeli ktoś będzie się wybierał to pamiętajcie, żeby kwota kosztów leczenia na ubezpieczeniu była wyrażona w EURO i niemniejsza niż 30000 EURO. Można się pokusić o wyższą sumę ubezpieczenia i dodać jeszcze jakieś OC, aby mieć komfort w razie nieprzewidzianych sytuacji. Ja zawsze korzystam z dodatkowych opcji, żeby nie było problemów i móc spokojnie podróżować. Ubezpieczenie kupimy u większości firm ubezpieczeniowych.
Niestety otrzymanie wizy nie oznacza, że wiedziemy do Rosji, ponieważ na granicy może się okazać, ze akurat coś uległo zmianie. Jasno jest to napisane w wytycznych przy składaniu wniosku.
Zastanawialiśmy się trochę, dlaczego tak strzeżony kraj otworzył się na turystów z UE. Jak wjechaliśmy w niektóre rejony, zrozumieliśmy o co chodzi, ale o tym w dalszej części relacji.
Przed wyjazdem naczytaliśmy się i nasłuchaliśmy się jaki to niebezpieczny kraj, i jakie czekają nas różnego rodzaj komplikacje z przekroczeniem granicy, a później z pobytem, nie mówiąc już o tym jak tam jest niebezpiecznie.
Ludzie co to pisali to chyba, nigdy tam nie byli, my mamy zgoła odmienne odczucia.
Przejście granicy do Rosji odbyło się bardzo sprawnie i miło po obu stronach, z uśmiechem, i wszystko trwało około 15 minut. Było to najszybsze i najmniej skomplikowane przejście graniczne z blokiem wschodnim jakie przechodziłem. Zero problemów z rowerami, rowery traktowane są jako pojazd, więc na każdym przejściu drogowym można przejechać bez problemu. Zero deklaracji, czyli miło i przyjemnie. Doszedł nam tylko jeszcze jeden dokument jaki wydano nam na granicy, czyli mała karteczka nazwana po polsku kartą migracyjną, której trzeba było strzec jak oka w głowie, ponieważ za jej brak podczas kontroli groziła kara pieniężna oraz strata czasu związana z wyrobieniu nowej. Bez tej karteczki nie opuścicie terenu Rosji. Znamy to już z Białorusi, ale tam jakoś kartki tzw. talończika nie oddałem, a wyjechać wyjechałem.
No i zaczęła się przygoda z Rosją, była to moja druga wizyta w Rosji w życiu, pierwsza 29 lat temu w bardzo dalekie jej terytorium oddalone o kilka tysięcy kilometrów (niestety nie na rowerze), więc jakieś porównanie już mogło być. Wtedy to były jeszcze tereny Związku Radzieckiego.
Celem naszej małej wyprawy pierwszego dnia był Kaliningrad, czyli stolica tego obszaru. Droga od granicy bardzo dobra, asfaltowa jedynie w miejscowości Piatidorożnoje – Пятидорожноеa, jeszcze bruk, który właśnie remontowano. Podczas jazdy warto się bacznie rozglądać, bo niedaleko drogi są bunkry, które pewnie zainteresują miłośników historii. Bunkry znajdują się za miejscowością Mamonowo – Мамоново. Są także ruiny Zamku Branderburskiego w miejscowości Uszakowo – Ушаково, ale niestety niedostępne dla zwiedzających.
Licznie także występują pomniki upamiętniające żołnierza radzieckiego. Po drodze do Kaliningradu naliczyliśmy ich chyba z 6 i to wcale niemałych. Kult „geroja” widać na każdym kroku.
Obwód Kaliningradzki jest naszpikowany obiektami wojskowymi, przykład takiego kompleksu mamy jadąc do Kaliningradu po prawej stronie za miejscowością Ludwikowo – Ладушкин. Zasieki i pas ochronny prawie taki sam jak na granicy.
Zanim dalej, to trzeba trochę opisać przepisy ruchu drogowego w Rosji, a w szczególności brak ich przestrzegania przez kierowców. Jak tam pojedziecie, miejcie oczy dookoła głowy, gdyż chyba podstawową zasadą jest, że samochód jest królem drogi. Niestety spychanie rowerzystów i wyprzedzanie na trzeciego to norma. Łamanie prędkości to norma, więc nie ździwcie się jak przemknie koło was o centymetry auto z prędkością prawie „naddźwiękową”. Doświadczaliśmy tego co chwilę, ale można do tego się przyzwyczaić. Używanie klaksonu przez kierowców, szczególnie w dużych miastach, to także norma, ale mają one chyba bardziej formę sygnalizacyjną. Po prostu trzeba troszeczkę bardziej uważać niż u nas i przełączyć myślenie na jazdę w Rosji. Ale bez paniki, da się jeździć rowerem, choć infrastruktury rowerowej praktycznie na razie brak. Ścieżki rowerowe z prawdziwego zdarzenia spotkaliśmy tylko w wielkich kurortach i to w znikomym stopniu. Mało rowerzystów, jedynie w Kaliningradzie liczba się zwiększyła i zaobserwowaliśmy, że większość poruszała się chodnikami, raczej można powiedzieć poboczami, bo nie przypominało to chodników. Strasznie dużo dziur w chodnikach, nawet piesi wydeptywali obok ścieżki, bo ciężko było po nich chodzić. Bardziej dbają tam o drogi dla samochodów niż o pozostałych uczestników ruchu, a same drogi były naprawdę w niezłym stanie. Uważajcie tam na krawężniki, tak jak na Białorusi czy Ukrainie do przesady wysokie.
Kaliningrad miasto, które trzeba zwiedzić. Niestety zniszczone w czasie II wojny światowej, więc raczej mało co pozostało z starych budowli. Nawet ruiny dawnego zamku krzyżackiego Breżniew kazał wysadzić pod koniec lat sześćdziesiątych, i na jego miejscu postawiono wielkie gmaszysko tzw. „Dom Sowieta”, które teraz straszy powybijanymi oknami. Gmaszysko naprawdę okazałe.
Oczywiście trzeba zwiedzić Muzeum Światowego Oceanu, gdzie można wejść do wnętrza łodzi podwodnej B-413, czy podziwiać statek łączności kosmicznej „Wiktor Pacajew” oraz inne wynalazki byłego Związku Radzieckiego i obecnej Rosji.
Po jednym dniu w Kaliningradzie, ruszyliśmy dalej na północ w tamtejsze rejony wypoczynkowe czyli do miejscowości Zielonogradsk – Зеленоградск, gdzie początek swój ma Mierzeja Kurońska – Куршская Коса, która została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO i jest to Rosyjski Park Narodowy. Po drodze obowiązkowo trzeba zwiedzić miejscowość Medvedevka – Медведевка, gdzie znajduję się małe Muzeum Wojennej Techniki oraz naprawdę ogromy cmentarz wojskowy.
Warto, jeżeli jest pogoda, odpocząć trochę na tamtejszej plaży. Niestety ilość ludzi w głównych kurortach przekracza wszelkie wyobrażenie, po prostu tłumy, nasz Władek wysiada. My odjechaliśmy kilka kilometrów od centrum, aby wykąpać się w rosyjskiej części Morza Bałtyckiego.
Praktycznie w innych miejscowościach nadbrzeżnych sytuacja się powtarzała tłumy ludzi.
Odwiedziliśmy wszystkie miejscowości na linii brzegowej między miejscowościami Zielonogradsk – Зеленоградск i Swietłogorsk – Светлогорск.
Zaskoczyła nas duża ilość policji, która pilnowała porządku. Reagowali bardzo szybko, nawet w błahych przypadkach jak złe parkowanie. Pojawiali się naprawdę błyskawiczne. Więc raczej jest bezpiecznie.
Trochę o bezpieczeństwie. Tak jak pisałem na początku przed wyjazdem naczytaliśmy się o niestworzonych rzeczach jakie tam się dzieją pod tym względem. Na Rosjan naprawdę nie możemy powiedzieć złego słowa, byli bardzo pomocni, trzeba było tylko trochę zagadać, a dalej już świetni ludzie. Chodziliśmy po Kaliningradzie nawet nocą i nie widzieliśmy, żadnych sytuacji, która dałaby powód do jakiegoś zagrożenia. Opisywano, że pełno pijanych chodzi po ulicach. To my chyba chodziliśmy po innych ulicach, ponieważ przez cały wyjazd może widzieliśmy ze trzy osoby, które wyglądały jakby były wstawione. Czyli nie więcej niż u nas. Za to widzieliśmy więcej policji niż u nas. Na pewno jakieś zagrożenie istnieje, bo wszędzie na świecie są kradzieże i rozboje, ale nie jest większe niż w Polsce czy innych krajach Europy. Wszędzie trzeba się po prostu pilnować i mieć „głowę na karku”. Takie jest moje zdanie.
Co do cen, to praktycznie podobnie jak u nas. Niektóre rzeczy tańsze niektóre droższe, średnio trzeba przyjąć, że podobnie jak w Polsce. Oczywiście trzeba pamiętać o transmisji danych w sieciach komórkowych, ponieważ jeżeli o tym zapomnimy może nas to drogo kosztować. Jeżeli korzystacie z darmowych hotspotów WIFI to tylko z rozwagą i wyłącznie z wykorzystaniem szyfrowanych połączeń VPN. W związku faktem, że nie dowierzam służbom rosyjskim i lubię mieć kontrolę na przesyłanymi danymi oraz z racji ze zboczeniem zawodowym w bezpieczeństwie informatycznym zalecam korzystanie z własnych serwerów VPN, oczywiście nie tylko w Rosji, ale wszędzie tam gdzie podłączamy się do nieznanej sieci.
Podczas naszej podróży staraliśmy się korzystać z bocznych dróg, aby unikać dużego ruchu, ale i tak zdarzyło się nam wylądować na trasie szybkiego ruchu, gdzie jak zobaczyliśmy, że Rosjanie jeżdżą tam rowerami, to także skorzystaliśmy z tej okazji przez kilka kilometrów.
Jeżdżąc bocznymi drogami zaskoczyła nas bardzo duża ilość tzw. barszczu sosnowskiego. Całe rowy i pobocza były oblegane przez te zdradzieckie rośliny. Nawet w jednym miejscu to całe pola zapuszczone były tym zielskiem. Nikt tego nie zwalcza. Mała rada jak tam będziecie, to uważajcie gdzie idziecie „za potrzebą” w terenie. Może to skończyć się źle, bo kontakt z tą rośliną może doprowadzić do poparzeń, a w niektórych okresach jej wegetacji nawet wydziela trujące opary. Jadąc tam warto wiedzieć jak ta roślina wygląda.
Dzień powrotu, to spotkanie dwóch turystów rowerowych z Niemiec, a dokładnie z Dortmundu. Simon i jego ojciec, którzy razem z nami wracali z Kaliningradu do granicy z Polską w Gronowie. Utworzyliśmy małą międzynarodową drużynę. Chłopaki wracali na rowerach z Litwy do domu.
I tu trzeba opisać trochę mechanizm darmowej, jednorazowej wizy elektronicznej. Wizy tej nie można wykorzystywać do przejazdów tranzytowych, tzn. nie można wjechać z Polski i wyjechać na Litwie, a szkoda bo otworzyłoby to fajny skrót na litewskie wybrzeże. Koledzy z Niemiec mieli normalną wizę turystyczną, co umożliwiło im przejazd tranzytowy. Coś za coś darmowa z ograniczeniami, płatna większa swoboda.
I teraz wrócę do wcześniejszych rozważań dlaczego Rosja dopuściła taki ułatwiony wjazd „obcych” i zrezygnowała z opłat w wydawaniu wiz elektronicznych na kilka dni do Obwodu Kaliningradzkiego (można także na podobnych zasadach wjechać na terytorium Dalekiego Wschodu – Дальнего Востока, ale niestety to tysiące kilometrów od nas). Jak nie wiadomo o co chodzi, to na pewno chodzi o kasę. I tak jest w tym przypadku. Widząc ich wybrzeże i budujące się tam wielkie hotele i kompleksy turystyczne wszystko się wyjaśniło. Przyjazd Niemców, Polaków i innych turystów z dopuszczonych krajów na pewno ożywi turystykę w tym rejonie, bo ci wszyscy ludzie zostawią większe pieniądze niż za wizy.
Z nowymi kolegami dotarliśmy do rosyjsko-polskiego przejścia granicznego, gdzie wspólnie je przekroczyliśmy wykorzystując radę jednego Rosjanina, który doradził nam jak szybciej przekroczyć granice.
Wjeżdżając na przejście Rosjanie wydają podłużny zaluminowany pasek, który jest potwierdzeniem wejścia na teren pasa granicznego od pierwszego do ostatniego szlabanu, zdajemy go na ostatnim szlabanie. Dojeżdżamy rowerem omijając wszystkie samochody do strefy kontroli i zatrzymujemy się przed znakiem STOP. Nie wolno nam przekroczyć linii znaku STOP. Pogranicznicy zaproszą nas do kontroli, która w naszym przypadku ograniczyła się do podejścia i podania paszportu, okazania wizy i oddania karty migracyjnej. Nie było żadnej kontroli bagażu. Przejeżdżamy ze strony Rosyjskiej na Polską oddając na ostatnim szlabanie zaluminowany pasek.
Po polskiej stronie czeka cały rządek samochodów czekających na odprawę, niestety jest ich dużo ponieważ Polacy jeżdżą do Rosji po paliwo (koszt w Rosji to około 3zł za litr).
Zatrzymujemy się i jeden z grupy idzie do polskiego pogranicznika z pytaniem czy odprawi rowery bez kolejki. Jak wiadomo odprawienie rowerów trwa o wiele krócej niż jednego samochodu, więc nie ma problemu z odprawą poza kolejnością. Tylko pamiętajcie nie wolno przekraczać linii STOP zanim was nie poprosi pogranicznik. Dzięki takiemu postępowaniu granicę przekroczyliśmy w około 30 minut, jakbyśmy czekali w kolejce trwałoby to około 2 godzin.
Taką ciekawostką z granicy było to, że spotkaliśmy dwóch Chińczyków na motorach, którzy przejechali na tych maszynach z Chin, to około 9000 km. Trochę z nimi pogadaliśmy, tylko nie każcie mi powtarzać jakie mieli imiona, bo naprawdę nie można tego było zapamiętać.
Po wjechaniu do Polski pożegnaliśmy się z naszymi nowymi kolegami z Niemiec. Oni pojechali do celu tego dnia, którym była Stegna (z Fromborka statkiem do Krynicy i dalej rowerem), a my zakończyliśmy naszą krótką ale owocną podróż po Rosji i wróciliśmy do domu.
Obwód Kaliningradzki to tylko taki przedsionek Rosji. Może coś, kiedyś? Chodzi coś po głowie ale …. się zobaczy. Podobno plany i marzenia trzeba realizować nie oglądając się na innych i wbrew wszelkim przeciwnością losu, więc jakieś plany już układają się w głowie.
Экскурсия по Калининградской области закончилась. до свидания.